WOLNA PRZESTRZEŃ
Liberalna demokracja służy dziś prawicy, a nawet reakcji. To brzmi kontrowersyjnie, ale nastały takie czasy.
Lewica chciałaby śladem Rousseau odgórnie pominąć "prostackie" populus, nawet te 80 procent, dla których zakaz domów jednorodzinnych, czy ograniczanie spożycia mięsa dla klimatu to niewytłumaczalna głupota. Nie może przeboleć, że zwyczajny lud korzysta z demokracji, by wybrać Trumpa czy Brexit lub odrzucić konstytucję Unii Europejskiej. Gdyby tak zapanował oświecony ustrój merytokracji z elitą pieczołowicie wyhodowaną na lewicujących uczelniach, wtedy "ciemny prymitywny lud" czyt. przywiązany do porządku naturalnego nigdy nie wybrałby takiego Trumpa. Zatem do sedna; bunt i doły, rdzenni fizyczni pracownicy to dziś już prawica. W netfliksowym, propagandowym, quasi religijnym filmie (wyznawców klimatu): "Nie patrz w górę", amerykańscy wyborcy Trumpa zostali sportretowani jako biały proletariat rednecków w kontrze do kolorowej wielkomiejskiej elity, słuchającej się "prawdy". Netfliksowe sceny, pomijając propagandowy wymiar, uchwyciły ważny mechanizm określający dzisiejszą polityczność. Otóż lewica nie znajduje dzisiaj poparcia w fabrykach, magazynach, wśród obsługi supermarketów, czy pracowników od śrubek z niemieckich montowni. Jej wyborcy lokują się w centrach wielkich miast. Często są managerami, czy specjalistami z globalnych korporacji. Ci pierwsi to lokalizm, proletariat, prowincjonalność. Drudzy zaś są "światowcami", stroszą się na elitę lub aspirują by nią zostać; owe "wykształciuchy" po najlepszych uniwersytetach, świecznik i forpoczta mainstreamowych mediów Odnoszę wrażenie, że obecna najostrzejsza linia podziału politycznego opiera się na dwóch skrajnościach: Lewica kulturowa i neoliberalizm gospodarczy "globalsów" vs Konserwatyzm społeczny i hojny keynesizm "lokalsów" To tłumaczy dlaczego opcje: libertariańska ekonomicznie/konserwatywna obyczajowo oraz socjalna ekonomicznie/lewacka kulturowo nie zdobywają szerszego poparcia w Polsce i na Zachodzie. W naszym kraju właśnie PIS oraz KO z Hołownią 2050 idealnie wpisują się w powyższy schemat. Można nie popierać PIS, ale Kaczyński poprawnie zdiagnozował oczekiwania i emocje szarych obywateli, którzy niegdyś popierali postkomunistów i stare socjaldemokratyczne hasła. Doskonale zrozumiał odwrotny efekt: gender, queer i całej tej tęczowej narracji. Kto bowiem lubi tęczowe, feministyczne koncepty wśród zwykłego chodnikowego pospólstwa Iksińskich, Kowalskich? Prawie nikt, a wśród akademików z renomowanych uczelni wyższych i najpotężniejszych globalnych korporacji w zasadzie wszyscy popierają lewactwo kulturowe. Gdyby zatem nie demokracja mas, nie byłoby prawicowego populizmu. Zobaczmy, że głos Iksińskiego, który idzie z puszką piwa i gardzi "tymi pedałami" i "tymi tępymi dzidami" ala Jachira równy jest głosowi profesora, który przyklaskuje LGBTQ+ i popiera rugowanie z uczelni z powodu "mowy nienawiści". Gdyby nie ta demokracja, moglibyśmy zapomnieć o społecznym konserwatyzmie. Smutne, że prawica okupuje społeczne doły, ale nie ma wyjścia. David Hume miał rację, by zrozumieć epokę, w której przyszło nam żyć. Dziś to nie elitaryzm, a demokracja zapewniają życie prawicy, która jest dyskredytowana właśnie przez elitę. Konserwatyzm i prawica są zakorzenione oddolnie we wspólnotach, ale też jednostki kierują się naturalnymi instynktami i odruchami, które są dzisiaj "niepoprawne politycznie". Prawica nie została, zgodnie z życzeniem Marcuse'a wyrugowana z systemu. Właśnie dzięki demokracji czuje się całkiem dobrze jako "populizm" Lewicy zostaje opcja antydemokratyczna, by jak w globalnych korporacjach zastosować "Just do right things" a nie "voting". A co to jest "right things"? Po prostu lewactwo, walka z naturą i tradycją, ale odgórnie poprzez "wartości," a nie głosowanie "motłochu". Przyzwyczailiśmy się, by utożsamiać elitę z prawicą. Wieki temu ton nadawała: arystokracja, szlachta/ziemianie właściciele manufaktur, mieszczańska inteligencja itd. Musimy pogodzić się, że dziś prawica stała się antyelitarna, wyrzucona z wielkiego świata: korporacji, uniwersytetów, teatrów, gazet, a jej poglądy na salonach są nieakceptowalne. Zatem prawica musiała wyjść do prostego ludu i przyjąć pewien kompromis, który trafnie zastosował Kaczyński. Zachować to, o czym zapomniała lewica: bezpieczeństwo socjalne i ekonomiczne dla zwyczajnych polskich mas, ale też obronić przed lewicą: prawo natury, tradycję, patriotyzm. Dlatego też prawica musi być dziś demokratyczna, albo przestanie istnieć w politycznym mainstreamie. Nawet Kościół odciął się od prawicy, patrząc na pontyfikat Franciszka i uwzględniając progresywne poglądy wielu hierarchów. Można tam jeszcze odnaleźć wspomnienie wielkości Rzymu i antyku i to by było na tyle. Zostają nam instynkty natury i łączność ze światem ziemi, z której się wywodzimy. Wszyscy jesteśmy ssakami. Na gruncie nauk przyrodniczych, biologii wiemy, że są tylko dwie płcie: mężczyzna i kobieta. Kobiety obdarzone macicą rodzą dzieci, mężczyźni zaś im więcej mają testosteronu, tym skuteczniej zdobywają środki dla rodziny. W starciu natura vs antynatura (progresywizm) stoimy na mocnych pozycjach. Owszem będą nazywać nas prawicowymi prymitywami, ale dopóki mamy równe prawa w głosowaniu, czy w ogóle prawo do głosowania, politycznie istniejemy. A jeśli zabiorą, czy ograniczą nam prawa polityczne w imię "wartości", niech spodziewają się żółtych kamizelek pomnożonych razy 1000, może jeszcze przy wsparciu tradycyjnie konserwatywnego wojska. (Lewica kulturowa nigdy nie przejmie ducha armii, bo to dla niej hierarchiczny, męski i obcy świat) Na koniec został przymiotnik "liberalna". Otóż to żaden lewacki szatan, tylko i zwyczajnie bardzo nudno: rządy prawa, konstytucjonalizm i wszystko w temacie. Na gruncie polskim zatem ani masy, ani Bruksela, ani żaden putinowski kacyk, czy tęczownicy nie mogą nami rządzić, bo litera najwyższej ustawy mówi o suwerennej Polsce, o podziale władzy, o sejmie i odpowiedzialności przed nami-narodem, o tym że małżeństwo stanowią kobieta i mężczyzna, a nie patchwork. Również, aby nie było jak w 1933 r. w Niemczech, gdzie wygrała demokracja nieliberalna. Większość owszem może ustalać jak ma być, ale pewne standardy godności i wolności muszą być obecne zawsze dla wszystkich mieszkańców. Tego już demokratyczne NSDAP nie zastosowało. Zatem liberalna demokracja, to po prostu demokracja z rządami prawa dla wszystkich jednostek. Zapewnia też przewidywalność, zabezpiecza przed kaprysem i ułomnością tak przywódcy, jak i emocją tłumu, gwarantując też trwały solidny, prawny grunt pod kapitalizm i swobodne prowadzenie działalności gospodarczej. Ani tłum ani watażka nie rzucą się nagle na bogatych inwestorów, bo ich tez chroni konstytucja i niezależne rządy prawa.
0 Comments
Leave a Reply. |
Za wolność
|