BEZ LEWACTWA BEZ KLERU BEZ NACJONALIZMU
WOLNA PRZESTRZEŃ
Liberalna demokracja służy dziś prawicy, a nawet reakcji. To brzmi kontrowersyjnie, ale nastały takie czasy.
Lewica chciałaby śladem Rousseau odgórnie pominąć "prostackie" populus, nawet te 80 procent, dla których zakaz domów jednorodzinnych, czy ograniczanie spożycia mięsa dla klimatu to niewytłumaczalna głupota. Nie może przeboleć, że zwyczajny lud korzysta z demokracji, by wybrać Trumpa czy Brexit lub odrzucić konstytucję Unii Europejskiej. Gdyby tak zapanował oświecony ustrój merytokracji z elitą pieczołowicie wyhodowaną na lewicujących uczelniach, wtedy "ciemny prymitywny lud" czyt. przywiązany do porządku naturalnego nigdy nie wybrałby takiego Trumpa. Zatem do sedna; bunt i doły, rdzenni fizyczni pracownicy to dziś już prawica. W netfliksowym, propagandowym, quasi religijnym filmie (wyznawców klimatu): "Nie patrz w górę", amerykańscy wyborcy Trumpa zostali sportretowani jako biały proletariat rednecków w kontrze do kolorowej wielkomiejskiej elity, słuchającej się "prawdy". Netfliksowe sceny, pomijając propagandowy wymiar, uchwyciły ważny mechanizm określający dzisiejszą polityczność. Otóż lewica nie znajduje dzisiaj poparcia w fabrykach, magazynach, wśród obsługi supermarketów, czy pracowników od śrubek z niemieckich montowni. Jej wyborcy lokują się w centrach wielkich miast. Często są managerami, czy specjalistami z globalnych korporacji. Ci pierwsi to lokalizm, proletariat, prowincjonalność. Drudzy zaś są "światowcami", stroszą się na elitę lub aspirują by nią zostać; owe "wykształciuchy" po najlepszych uniwersytetach, świecznik i forpoczta mainstreamowych mediów Odnoszę wrażenie, że obecna najostrzejsza linia podziału politycznego opiera się na dwóch skrajnościach: Lewica kulturowa i neoliberalizm gospodarczy "globalsów" vs Konserwatyzm społeczny i hojny keynesizm "lokalsów" To tłumaczy dlaczego opcje: libertariańska ekonomicznie/konserwatywna obyczajowo oraz socjalna ekonomicznie/lewacka kulturowo nie zdobywają szerszego poparcia w Polsce i na Zachodzie. W naszym kraju właśnie PIS oraz KO z Hołownią 2050 idealnie wpisują się w powyższy schemat. Można nie popierać PIS, ale Kaczyński poprawnie zdiagnozował oczekiwania i emocje szarych obywateli, którzy niegdyś popierali postkomunistów i stare socjaldemokratyczne hasła. Doskonale zrozumiał odwrotny efekt: gender, queer i całej tej tęczowej narracji. Kto bowiem lubi tęczowe, feministyczne koncepty wśród zwykłego chodnikowego pospólstwa Iksińskich, Kowalskich? Prawie nikt, a wśród akademików z renomowanych uczelni wyższych i najpotężniejszych globalnych korporacji w zasadzie wszyscy popierają lewactwo kulturowe. Gdyby zatem nie demokracja mas, nie byłoby prawicowego populizmu. Zobaczmy, że głos Iksińskiego, który idzie z puszką piwa i gardzi "tymi pedałami" i "tymi tępymi dzidami" ala Jachira równy jest głosowi profesora, który przyklaskuje LGBTQ+ i popiera rugowanie z uczelni z powodu "mowy nienawiści". Gdyby nie ta demokracja, moglibyśmy zapomnieć o społecznym konserwatyzmie. Smutne, że prawica okupuje społeczne doły, ale nie ma wyjścia. David Hume miał rację, by zrozumieć epokę, w której przyszło nam żyć. Dziś to nie elitaryzm, a demokracja zapewniają życie prawicy, która jest dyskredytowana właśnie przez elitę. Konserwatyzm i prawica są zakorzenione oddolnie we wspólnotach, ale też jednostki kierują się naturalnymi instynktami i odruchami, które są dzisiaj "niepoprawne politycznie". Prawica nie została, zgodnie z życzeniem Marcuse'a wyrugowana z systemu. Właśnie dzięki demokracji czuje się całkiem dobrze jako "populizm" Lewicy zostaje opcja antydemokratyczna, by jak w globalnych korporacjach zastosować "Just do right things" a nie "voting". A co to jest "right things"? Po prostu lewactwo, walka z naturą i tradycją, ale odgórnie poprzez "wartości," a nie głosowanie "motłochu". Przyzwyczailiśmy się, by utożsamiać elitę z prawicą. Wieki temu ton nadawała: arystokracja, szlachta/ziemianie właściciele manufaktur, mieszczańska inteligencja itd. Musimy pogodzić się, że dziś prawica stała się antyelitarna, wyrzucona z wielkiego świata: korporacji, uniwersytetów, teatrów, gazet, a jej poglądy na salonach są nieakceptowalne. Zatem prawica musiała wyjść do prostego ludu i przyjąć pewien kompromis, który trafnie zastosował Kaczyński. Zachować to, o czym zapomniała lewica: bezpieczeństwo socjalne i ekonomiczne dla zwyczajnych polskich mas, ale też obronić przed lewicą: prawo natury, tradycję, patriotyzm. Dlatego też prawica musi być dziś demokratyczna, albo przestanie istnieć w politycznym mainstreamie. Nawet Kościół odciął się od prawicy, patrząc na pontyfikat Franciszka i uwzględniając progresywne poglądy wielu hierarchów. Można tam jeszcze odnaleźć wspomnienie wielkości Rzymu i antyku i to by było na tyle. Zostają nam instynkty natury i łączność ze światem ziemi, z której się wywodzimy. Wszyscy jesteśmy ssakami. Na gruncie nauk przyrodniczych, biologii wiemy, że są tylko dwie płcie: mężczyzna i kobieta. Kobiety obdarzone macicą rodzą dzieci, mężczyźni zaś im więcej mają testosteronu, tym skuteczniej zdobywają środki dla rodziny. W starciu natura vs antynatura (progresywizm) stoimy na mocnych pozycjach. Owszem będą nazywać nas prawicowymi prymitywami, ale dopóki mamy równe prawa w głosowaniu, czy w ogóle prawo do głosowania, politycznie istniejemy. A jeśli zabiorą, czy ograniczą nam prawa polityczne w imię "wartości", niech spodziewają się żółtych kamizelek pomnożonych razy 1000, może jeszcze przy wsparciu tradycyjnie konserwatywnego wojska. (Lewica kulturowa nigdy nie przejmie ducha armii, bo to dla niej hierarchiczny, męski i obcy świat) Na koniec został przymiotnik "liberalna". Otóż to żaden lewacki szatan, tylko i zwyczajnie bardzo nudno: rządy prawa, konstytucjonalizm i wszystko w temacie. Na gruncie polskim zatem ani masy, ani Bruksela, ani żaden putinowski kacyk, czy tęczownicy nie mogą nami rządzić, bo litera najwyższej ustawy mówi o suwerennej Polsce, o podziale władzy, o sejmie i odpowiedzialności przed nami-narodem, o tym że małżeństwo stanowią kobieta i mężczyzna, a nie patchwork. Również, aby nie było jak w 1933 r. w Niemczech, gdzie wygrała demokracja nieliberalna. Większość owszem może ustalać jak ma być, ale pewne standardy godności i wolności muszą być obecne zawsze dla wszystkich mieszkańców. Tego już demokratyczne NSDAP nie zastosowało. Zatem liberalna demokracja, to po prostu demokracja z rządami prawa dla wszystkich jednostek. Zapewnia też przewidywalność, zabezpiecza przed kaprysem i ułomnością tak przywódcy, jak i emocją tłumu, gwarantując też trwały solidny, prawny grunt pod kapitalizm i swobodne prowadzenie działalności gospodarczej. Ani tłum ani watażka nie rzucą się nagle na bogatych inwestorów, bo ich tez chroni konstytucja i niezależne rządy prawa.
0 Komentarze
Patrzymy dziś na nich, jako ucieleśnienie zepsutego Zachodu, a dawniej najbardziej agresywnej siły prącej na Wschód, by podporządkować albo zniszczyć wszystko co słowiańskie.
Jednakże Niemcy nigdy nie byli Zachodem w ujęciu kulturowym i politycznym. Przez ostatnie 300 lat miotali się między tradycją grecko-rzymską, nacjonalizmem, liberalizmem oraz byli rozdarci między demokracją a autorytaryzmem. Zobaczmy zatem trzy historyczne kierunki Niemiec oraz ich aktualność dla naszej części Europy. Po pierwsze Niemcy stały się wschodnią komorą serca Europy. (Zachodnią jest Francja). Ten podział wynikł z dziedzictwa Karola Wielkiego i nie uległ już zmianie. Niemcy poszli na Wschód, Francja na Zachód. Dynastie wschodnich Franków, na ruinach Rzymu i pokarolińskiej spuściźnie, zbudowali swoją wielką siłę i oddziaływanie na Europę Północną i Środkowo Wschodnią, w tym ziemie tworzącej się Polski. Walczyliśmy z nimi. Chrobry potrafił zatrzymać marsz cesarza Henryka. Jagiełło rozbił najpotężniejszych krzyżowców Europy. Nie staliśmy się częścią Rzeszy, ani marchii i zachowaliśmy podmiotowość w świecie. Warto podkreślić, że tamte Niemcy pomimo ekspansjonizmu cesarza, wschodnich marchii saksońskich oraz zakonu krzyżackiego, nie były rasistowskie. Obowiązywało ich chrześcijańskie braterstwo i uniwersalizm. Ówczesne Niemcy nie stanowiły też monolitu, ani jednolitego państwa, ani nawet zapowiedzi narodu. Bardzo dostojna nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie, a więc Sacrum Imperium Romanum nawet nie sugerowała, ze to byli Niemcy czy jacyś Germanowie. Rozciągał się pewien quasi mistyczny porządek wynikający poniekąd z przekonania i wiary, że cesarz włada z łaski Boga że "co cesarskie oddajcie cesarzowi" i "Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry" Ten naturalny postrzymski rytm, łączący tradycję rzymskiego cesarstwa z niemieckimi cechami był na tyle trwały, uniwersalny i elastyczny, a także tak dalece decentralizujący się z biegiem dziejów, że pomieścił zarówno: katolicyzm, luteranizm kalwinizm, a nawet oświeceniowe prądy postreligijne. Ostatecznie został rozbity przez Napoleona w 1806 roku. Zatem od ustanowienia Sacrum Imperium Romanum w 962r. przetrwał prawie 1000 lat. W opozycji do I Rzeszy, w XVIII wiecznych Prusach narodził się niemiecki liberalizm; zaś w wieku XIX, na fali wojen napoleońskich, uformował się niemiecki nacjonalizm, czerpiąc z romantyzmu i volkizmu. Nacjonalizm zdecydowanie zwyciężył w Prusach, a potem w zjednoczonych Niemczech i trwał jako idea przewodnia aż do 1945 roku. W latach 1871 - 1918 obowiązywał w II Rzeszy w umiarkowanej formie, lecz potem w III Rzeszy 1933 -1945 wszedł w fazę ekstremistyczną. Niemcy ponieśli wielkie klęski na gruncie militarno - politycznym. Narracja nacjonalistycznych Niemiec załamała się po sromocie w 1945 roku. Spadkobierca Rzeszy Niemieckiej a więc Republika Federalna Niemiec została odbudowana na gruncie demokracji liberalnej Zachodu; szczególnie weszła w orbity anglo-amerykańskiego liberalizmu. RFN stała się mocarstwem handlowym opartym o tzw. soft power. Twarda siła w tym wojsko zeszły na plan trzeci, kryjąc się za plecami armii USA. Nowa niemiecka tożsamość została zbudowana na europeizmie. Nawet otwarto się na imigracje i porzucono "blut und boden" na rzecz wieloetniczności i budowania multi-kulturalnych Niemiec. Na tym można by zakończyć opowieść, ale to nie jest ostatnie słowo. Niemiecka dusza nigdy nie była i nie będzie angielska czy amerykańska. Demokracja na dłuższy czas może być nie do pogodzenia z niemieckim wojskowym duchem, dyscypliną i tym żałosnym serwilizmem społecznym. Niemieccy pisarze często krytykowali dusze rodaków wypominając im, że są tylko: "żołdakami i lokajami" Uwzględniając rys kulturowo - historyczny trudno zestawić Niemców na dłużej z liberalną demokracją. Ona nie współgra z ich mentalnością. Egalitarystyczna demokracja była dla Niemców formą obcą, ostatecznie narzuconą przez anglosaskich zwycięzców. Zatem gdy rządy i narody Europy Środkowo - Wschodniej poucza się że "nie dorośli do demokracji" Niemcom można by zarzucić, że w ogóle nie pasują do demokracji. Najważniejszy wniosek jest taki, że Niemcy po II wojnie ciągle przechodzą przez kryzys tożsamości i nikt nie może zawyrokować, że pozostaną demokratyczne, liberalne, proamerykańskie, a nie np. autorytarne, prorosyjskie i prochińskie. Niemcy szczególnie po 1990 roku gubią się w budowaniu spójnej narracji o sobie, jakby byli zdezorientowani w ustaleniu kim są, kim mają być i jaką rolę odegrać. Może to być zagrożenie, ale też nadzieja. Jeśli porzucą liberalizm, mogą pójść w stronę autorytarnego ekolewactwa, bądź powrócić do tożsamości etnicznej, nacjonalistycznej; pokłosia identytaryzmu opartego znów o koncepcję "czystego" Niemca "BioDeutsch". Z drugiej strony mogą też odkurzyć to, co funkcjonowało przez 1000 lat: wzorzec Świętego Cesarstwa Rzymskiego (zdecentralizowanego). To byłaby lepsza inspiracja na alternatywę dla liberalnego porządku. Czy nam Polakom to się podoba czy nie: Niemcy są wschodnią komorą europejskiego serca (Zachodnią jest Francja). Warto przytoczyć ciekawy cytat z artykułu Adama Danka, zamieszczonego w Myśli Konserwatywnej: "Kiedy monarchia upada w Niemczech, w całej Europie (centralnej) wyrastają republiki;.... Kiedy Niemcy faszyzują, faszyzuje Europa. Kiedy Niemcy się liberalizują i demokratyzują, Europa czyni to samo. Kiedy Niemcy się sodomizują i idą w multi-kulti… No właśnie" Jednakże reakcja niemiecka i europejska jeszcze nie umarły. Szansę dostrzegam w koncepcji hesperializmu Davida Engelsa, a więc w powrocie do źródeł wartości I Rzeszy, nie zaś niemieckiego nacjonalizmu i szowinizmu, tudzież równie "bogatych" tradycji i ciągotek lewackich. Rewolucja francuska przyniosła ruinę monarchii - kwintesencji naturalnego porządku. Sprowokowała gniew mas, którym nadano też tożsamość polityczną. Ludzie przeszli tzw. emancypację. Zamiast króla zyskali poczucie, że są niezależnymi Francuzami, a nie poddanymi Ludwika XVI. Brzmiało dumnie, ale reperkusje tamtych wydarzeń odczuwamy do dziś.
"Upragnionymi" potomkami wielkiej rewolucji były: liberalizm i lewica. Dwie idee stworzyły podwaliny pod system i ład polityczny, który ukierunkował Zachód aż do obecnego stulecia. Niestety jesteśmy teraz świadkami jak liberalna i lewicowa ideologia oraz ich polityczna praktyka coraz mocniej odrywają się od natury człowieka, jego ewolucji oraz uszlachetniającej go kultury grecko - rzymskiej. W 1918 roku liberalizm i demokracja pokonały monarchizm oraz reakcję. Od tego momentu ustrój polityczny liberalna demokracja stała się modus operandi zachodniego świata, punktem odniesienia jak dawniej monarchia. Dzieci francuskiej rewolucji jeszcze mocniej zaznaczyły się na świecie: liberalizm, w tym "ewolucyjny" konserwatyzm, lewica rewolucyjna i nierewolucyjna, oraz niechciany bękart rewolucji: nacjonalizm, zarówno faszystowski, jak i ten demokratyczny. Nacjonalizm - nowoczesna tożsamość narodowa tak popularna w kręgach prawicy ma tę samą genezę jak np. lewica, a jego konsekwencje widoczne są dziś nawet na Ukrainie. Z jednej strony widzimy apologetów wielkiej Rosji i wielkoruskiego nacjonalizmu; tłumaczenie zbrodni wojennych dziejowymi prawami do ziemi kijowskiej, a z drugiej nacjonalistów ukraińskich, nawet jawnie faszyzujących w batalionach Azow. Warto rozwinąć myśl nacjonalizm, a sprawa polska. Tak Narodowa Demokracja i Roman Dmowski pomogli odzyskać niepodległość ale...zamykając się i trwając w narodowej bańce, zniekształcamy obraz świata. Czy Niemcy, Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi są gorsi albo mniej ważni w uniwersalnym aspekcie humanistycznym, bądź chrześcijańskim? Czy Polak ma być ważniejszy od "Żyda i Greka" parafrazując biblię? Czemu? Weźmy pod uwagę mniej wzniosły aspekt. Odrzucając humanizm, czy chrześcijaństwo spójrzmy na owoce nacjonalizmu. Nie jest tak, że w świecie narodowych egoizmów i tarć my będziemy dbać o kwestię narodową, a Niemcy i Ukraińcy nie. Wywyższanie narodowych etnosów skończyło się rozstrzeliwaniami polskiej inteligencji, czy wymordowaniem stu tysięcy mieszkańców polskich wsi na Wołyniu. Jeżeli odrzucimy uniwersalizm przyrodzonej, naturalnej godności człowieka, wtedy możemy skonstatować, że Niemcy i Ukraińcy nie robili nic złego. Z punktu widzenia interesu własnego etnosu, pozbyli się niebezpiecznego i wrogiego pierwiastka dla ich siły i witalności narodowej. Taki Ziemkiewicz, śladem Dmowskiego chciałby negocjacji między narodową wielką Polską, a narodowcami z Niemiec i zapewne innych krajów ościennych. Ponury żart z historii. Nigdy nie było nacjonalistycznych negocjacji, tylko nienawiść etniczna, szowinizm i ludobójstwa. To jest miara właśnie doświadczenia, a nie teoretyzowania. Jeśli naród ma być najwyższą wartością, takim nowym bożkiem, historia przypomni błędy. Tak też było w Jugosławii podczas II wojny, a potem w latach 90, gdzie po 40 latach wrócono do mordowania się, bo ten Serb, a ten Chorwat, a ten islamski Bośniak. Bożkiem dzieci wielkiej rewolucji - lewicy i liberałów są: demokracja, równość i emancypacja. Bękart - nacjonalizm nie oferuje niczego lepszego. Pozostaje czekać na lepsze czasy, jak emigracja francuska po rewolucji,. Zaledwie sto lat liberalnej demokracji to mało w aspekcie historycznym. Świat jest zmienny i dynamiczny. Myślę, ze David Hume miał rację twierdząc, ze historia, bieg dziejów są cykliczne a nie linearne. Zatem prawdziwa wartość będzie powracać po czasach dekadencji i upadku. Wartościowe formy wrócą ze swym uniwersalizmem. Może tym razem ze zdwojoną siłą. Będą ciągnąć ku naturze, by odtworzyć odwzorować jej pewne, stałe wzorce, widziane i powtarzane we wszystkich organizmach żywych; bo zawsze i wszędzie w zbiorowiskach licznych i żywotnych organizmów, czy to mrówek, czy roju pszczół są: królestwo i korona. Vive le Roi! Rok 1916 Rosja krwawi. Car jest zwodzony przez czarodziejów w rodzaju Rasputina. Wojskowi stratedzy gen.Denikin, czy gen.Brusiłow bezskutecznie mówią do głowy państwa. Car słyszy irracjonalne podszepty. Rasputin miesza mu światy; realny z mistycyzmem, strategię państwa z wróżeniem. Generalicja jest wściekła, że dziwaczny klecha ma taki dostęp do umysłu władcy.
W 2022 roku Putin też znajduje się w jakimś dziwnym, mistycznym przeświadczeniu o duchowej, narodowej jedności Rosji i Ukrainy. Towarzyszą mu również dziwaki pokroju Aleksandra Dugina, bredzącego coś o złych szatańskich potęgach morskich i przeciwstawnym im siłom lądowym. Rosja mieniąca się główną potęga Eurazji miała by nieść ową "świętość i prawdę ziemi" przeciw "morskiemu zepsuciu", a do tego zjednoczyć prawosławny świat. Wydaje się, że Putin bardziej uwierzył w te brednie i potakiwanie klakierów, niż w jakiekolwiek krytyczne słowa generałów. Erozja racjonalizmu i logiki musiała nadejść wcześniej. Od 2020 r. Putin izoluje się, otacza najbliższym kręgiem; może choruje, albo boi się covida i odcina się od świata. Może wtedy w jego głowie narodziła się myśl, by zamiast posunięcia racjonalnego w postaci dalszego wspierania prorosyjskich republik i sabotowania Ukrainy, zrobić rzecz "świętą"dla Rosji tj. odzyskać całą Ukrainę i zjednoczyć ziemie ruskie. Jakiż współczesny Rasputin, czy inny oszołom mógł go namówić albo przedstawić tak beznadziejnie romantyczną wizję? Mieszanka wielkoruskiego nacjonalizmu, wschodniego prawosławia, zmiksowane z geopolitycznym marzeniem wytworzyło w głowie Putina fantasmagorie i doprowadziło do pełnoskalowego wojennego amoku. Niepodobna odejść od pewnych styków podobieństw z sytuacją cara Mikołaja II. On tez żył iluzją świętej Rosji, prawosławnego miru i jedynowładztwa. Miało być wszechpotężne imperium interkontynentalne. Rosja szykowała się rozgromić Japonię w1905 roku. "Rosyjski walec" w 1914 r. jechał zaś na Prusy i planował dotrzeć nawet do Berlina. Zamiast zwycięstw, nastały wojskowe kompromitacje, głód i kryzysy. Rosyjskie armie krwawiły w marazmie, tak jak dziś na Ukrainie. Pojawiło się poważne ostrzeżenie dla caratu, gdy wybuchła rewolucja w latach 1905 -1907. Jednakże lekcje poszły nadaremnie. W 1916 roku podczas frontowych niepowodzeń Rosja głoduje. Żołnierze nie chcą masowo ginąć na froncie. Car represjonuje jakikolwiek opór. W grudniu w 1917 roku nie ma już cara. Niestety dzisiejszy ruski watażka nosi czasem walizkę nuklearną zamiast szabli. Zatem jak przebiegałaby nowa rewolucja rosyjska? Byłoby podług Kiereńskiego czy Lenina? W 1635 roku kardynał Richelieu sprawował władzę we Francji w imieniu małoletniego Ludwika XIII. Na terenie Rzeszy toczył się krwawy konflikt o podłożu religijnym między katolickimi, cesarskimi Habsburgami, a siłami protestantów.
Po której stronie opowiedział się katolicki kardynał, który pacyfikował francuskich hugenotów? W Wojnie Trzydziestoletniej poparł... przymierze protestantów przeciw Habsburgom. Chłodna kalkulacja w interesie Królestwa Francji, kazała ultrakatolickiemu kardynałowi szukać przymierza z największymi protestanckimi potęgami: Anglią, Niderlandami i Szwecją, aby powstrzymać potężne wojska cesarskie. Udało się. Rękoma szwedzkich żołnierzy wykrwawił wojska Habsburgów. Potem siły francuskie przypieczętowały zwycięstwo strony protestanckiej i Francja stała się europejską superpotęgą, kończąc wielkość Hiszpanii i ukrócając wpływy Habsburgów do południowych księstw Rzeszy. Richelieu pozbył się konkurencji w katolickim świecie. Na terenie Ukrainy toczy się krwawy konflikt. Rosja, której pretensje i żywotne interesy sięgają Odry a nawet Łaby, chciała przeprowadzić błyskawiczną operację wymiany ukraińskich władz na prorosyjskie. Nie udało się. Zamiast tego wojska rosyjskie utknęły na wyniszczającej wojnie. Mamy okazję, by bitnymi rękami kozaków i tych wszystkich neobanderowców wykrwawić rosyjskie wojsko. Niechaj nasz rządy tylko baczy, aby nie dać się wciągnąć w wojnę, czego naturalnie chce Zełeński. Nadarzyła się też sposobność, by ogrom sankcji z USA, Niemiec, Francji, UE i Wielkiej Brytanii zmył rosyjską gospodarkę i doprowadził do jej kompletnego załamania. Jeśli Putin nie wywoła realnego kryzysu jądrowego, możemy wygrać wojnę, w której nawet bezpośrednio nie walczymy. Gdyby Ukraina obroniła się, zyskujemy wypróbowany antyrosyjski zderzak. Możemy wejść z biznesem, bo będzie dużo próżni, a Polska teraz zyskała PR na dostawach broni i uchodźcach. Możemy poprzeć ukraińskie aspiracje do UE, aby stworzyć ideologiczny balans dla eurolewactwa. Albowiem im więcej w UE: "dzikiej" Ukrainy, Kazachstanu, Tadżykistanu, Gruzji, Azerbejdżanu, Uzbekistanu, Armenii, a nawet jeszcze Turcji, a może Arabii Saudyjskiej i innych Emiratów, "Boratów" ;) tym lepiej. Wówczas pragmatyka ekonomiczna niechybnie przeważyłaby nad ideologią. Wyobraźcie sobie unijne głosowanie nad pakietem dla LGBTQ, zielonych i feministek w tak zacnym towarzystwie. Co rzekłby uzbecki- kirgiski - kazachski Borat o feministkach? Poezja. Unia Europejska musiałaby pozostać tylko, jako ekonomiczne forum i przestrzeń gospodarcza bez aspiracji federalnych. Natomiast jeśli Ukraina przegra, tzn. zostanie zmiażdżona i wchłonięta, Rosja zrekonstruuje obszar poradziecki po prawej stronie Bugu. Niemcy dostaną zielone światło, by scalić i zacieśnić Mitteleuropę pod federalnym projektem europejskim po lewej stronie Bugu. Co gorsza kraje środkowej Europy, ze strachu przed Rosją będą naciskać na wspólną armię, przyjęcie euro itd. Polska stanie się zupełnym wasalem Berlina. Poza tym Stany Zjednoczone mogą być bardziej zaabsorbowane Azją, a zwłaszcza Tajwanem. Co zatem wolicie? Gdy opadnie wojenny pył i nastanie klęska Kijowa, wróci polityka Bismarcka. Niemcy poczekają, aż antyrosyjska gorączka zejdzie ze świata zachodniego, po czym odmrożą Nord Stream2. Porozumienie niemiecko-rosyjskie, przy wsparciu Chin będzie wymierzone w Anglosasów, szczególnie by wyrzucić obecność amerykańską z Europy. To nie będzie w polskim interesie. Na wstępie żebyście się nie czepiali
NEOBANDEROWCY NIECH WAS SZLAG!!! A teraz już na spokojnie do rzeczy. Po co Wam Rosja Rodacy? Oto kraj na Wschodzie obcy kulturowo, religijnie. Wychowany przez Mongołów, Tatarów, ochrzczony w cerkwi. Spójrzcie lepiej na piękne romańskie budowle, gotyki; te boskie, dumne potwory świata w cywilizacji zbudowanej przez tytanów (Rzymian), potem rozwiniętej przez: Celtów, Germanów, wreszcie Zachodnich Słowian (w tym "Lechitów"). To pierwsze ostrzeżenie i pytanie. Naprawdę czujecie coś w tym prawosławnym kosmosie? Raduje Wam się dusza przy ich dziwacznych, zanoszących śpiewach? Jesteście ich częścią? Wątpię. Wychylcie się, aby spojrzeć na rosyjskie zdobycze cywilizacyjno - społeczne. Brud, smród, wódka i ubóstwo. Dlaczego Ukraina chce na Zachód, bo kocha lewactwo? Nie. Ukraina ma dość brudu, smrodu i ubóstwa ala car i ZSRR. Nie mogę się Wam nadziwić prawicowcy: prawie 300 lat obecności ruskich sołdatów w stolicy Polski (z małymi wyjątkami) i przykręcanie nam śruby od czasu sejmu Niemego 1717r.; zsyłki na Sybir, pacyfikacje po powstaniach, Katyń; a wy k.rwa idziecie za wielkorusem KGB-istą Putinem!!? No rzesz...Tak Wołyń wspomnę 1943 r. rzeź niewinnych Polaków rękoma prymitywów nagabywanych, przez ukraińskich popów. Ale dlaczego mam popierać teraz Rosję - drugiego prymitywa? Co Polska zyskała przez prawie 300 lat obecności rosyjskich sołdatów? Brud, smród, ubóstwo i więcej wódki. Wy chcecie w to brnąć? Wiecie kto powiedział "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" albo kto rzekł: "kurica nie ptica Polsza nie zagranica"? Poprzednicy tego, który chce wskrzesić Imperium Rosyjskie. Dziadek opowiadał historie, jak to sybiracy wracali do Polski, poprzez błoto, brud smród i ubóstwo, a potem mijali miejscowości Niemców rosyjskich. Wtedy nagle na chwilę wracała cywilizacja, ale gdy minęli tę namiastkę Zachodu, jakby dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów pojawiało się błoto na drodze, brud, smród, ubóstwo i dużo wódki. Wyszła laurka dla Niemców w stylu Studnickiego. Niemniej prawica patrzy w Rosję jakby chciała osiągnąć jej standardy. Owszem wirus lewicy kulturowej zainfekował teraz Zachód. Jednakowoż weźcie pod uwagę, że to tylko parędziesiąt lat dziejów i choroba może ustąpić. Nic nie trwa wiecznie. Poza tym lewica kulturowa jest ideologią wewnętrznie sprzeczną. Jakiż pejzaż Zachodu podziwialiśmy przed lewactwem: himalaje rozwoju gospodarki, nauki sztuki, roznoszenie cywilizacji na cały świat; oświecanie "dzikusów" poprzez kolonializm. Nikt nie chciał być "barbarzyńcą" tylko Anglikiem, Francuzem, Amerykaninem. Np. japońscy i chilijscy żołnierze zaadoptowali zachodnie, pruskie wzorce wojskowe, naukę, technikę, racjonalne, logiczne myślenie. Czy Toyota albo Sony powstałyby bez tego? Reszta świata zaczęła ubierać się i nosić na Zachodnich Europejczyków, naśladując wszelkie wzorce i trendy kulturowe. Ba! dokładnie to samo zaczęło się dziać już za czasów Piotra Wielkiego w XVIII wieku w Rosji. Gdy car porównał bojarów do standardów najzwyklejszych szwajcarskich i holenderskich cieśli czy chłopów, doznał szoku (Na niekorzyść bojarów) Historyczny ulubieniec Putina zapragnął by Rosja stała się, jak: Holandia, Szwajcaria czy Hamburg. Stąd te wszystkie nazwy w Rosji: Sankt Petersburg, Jekaterynburg, Oranienbaum. Elity Rosji też pragnęły Zachodu; nastąpiła fascynacja i ściąganie osadników z Niemiec, Holandii, Szwajcarii, by usunąć z Rosji: smród brud i ubóstwo oraz nadmiar wódki. Nie udało się do końca. A my? Nasz Obrzydłówek zespolił się przez ostatnie 300 lat z rosyjską biedą bardzo ściśle. Zatem po jaką cholerę fascynujecie się Rosją?! Mało jej w naszej historii? Idźmy do źródeł, skąd pochodzi siła cywilizacji. Ona szła z Zachodu nie ze Wschodu. Pomyliliście kierunki Rodacy. ROMA AETERNA, ROMA VICTRIX ...tam jest kulturowo-duchowe źródło: Francuzów, Niemców, Holendrów, Anglików, ale też Czechów i Polaków. Rosjo precz! Mając prawicowe poglądy i spoglądając na mapę historyczną można dostać potężnego konfliktu wewnętrznego. Koncepcja wolnej, niepodległej Polski od końca XVIII wieku jest sprzężona z siłami rewolucyjnymi, liberalnymi, przeciwnymi monarchiom, a nawet papiestwu.
Weźmy pod lupę rozbiory Polski, liczenie na rewolucyjną Francję, potem podział konstytucyjnej I RP przez trzy silne chrześcijańskie monarchie; wreszcie słowa papieża, który nakazał nam wierność "prawowitym władcom". Polacy woleli być katolikami po swojemu i wybierali bunty. Poszliśmy z postrewolucjonistą Napoleonem na podbój Europy, roznosząc idee rewolucji francuskiej. W 1830 roku zorganizowaliśmy powstanie listopadowe inspirowaliśmy się paryską rewolucją lipcową. Potem ożywienie w 1848 roku; Wiosna Ludów; rok 1863 czas rewolucjonistów i zaraz socjalistów w 1905 roku. Polacy wykorzystywali każdą okazję, by walczyć z trzema monarchiami. Sympatyzowali z nami wszyscy wrogowie ancient regime, np. liberałowie w Niemczech w 1848 roku śpiewali na barykadach przeciw pruskiemu królowi: Noch ist Polen nicht verloren. Czy się podoba czy nie, niepodległość Polski stała się częścią liberalnej oraz rewolucyjnej agendy. Papiestwo wydawało kolejne bule potępiające polskich powstańców i przywołujące do porządku, że mamy być wierni carowi; a my "do diabła z papieżem". Chcieliśmy naszej wolności, jak Piłsudski podpisalibyśmy nawet (chwilowy) cyrograf z bolszewizmem, aby odzyskać kraj. Wreszcie rok 1918 upadek monarchii podtrzymujących ład, konferencja w Wersalu, zwycięstwo republik i liberalnych Anglosasów nad cesarzami i caratem. Suwerenność Polski została sprzężona z tzw.nowym porządkiem międzynarodowym, by klasyczną politykę egoistycznych interesów zastąpić międzynarodowymi organizacjami. Ostatecznie Liga Narodów i podobne pomysły okazały się nierealistyczną utopią, a wraz z nadejściem autorytarnych Niemiec i ZSRR doszło do czwartego rozbioru. Odzyskaliśmy namiastkę państwa w 1944 roku wraz (o zgrozo!) z wejściem do Polski Armii Czerwonej i komunistów oraz zwycięstwem USA i ich liberalnego porządku. Do 1989 roku siedzieliśmy pod butem Moskwy jako republika komunistyczna. Chociaż pod względem obyczajowym Polska Ludowa była świecka i konserwatywna. Po 1990 roku wraz z odzyskaniem sterowności i suwerenności państwa, weszła do nas liberalna zmiana. Niestety tym razem nie tylko na gruncie ustroju, czy porządku międzynarodowego. Wchłonęliśmy rewolucje obyczajową lewicy kulturowej, która pochłonęła stary liberalny świat oraz zmieniła wartości. Polska zaczęła powielać tę degenerację. 1789, 1830, 1848, 1905, 1918, 1945, 1989 wszystkie te historyczne daty znaczą rewolucje i marsz liberalnego oraz lewicowego świata. Paradoks dla polskiej prawicy polega na tym, że dążność do niepodległości Polski opierała się na antyreakcyjnym sentymencie. Każda z tych dat była ciosem dla naturalnego porządku. Nawet 1945 rok, bo pół Europy pochłonął komunizm; także 1989 rok, gdy bezkrytycznie przyjęliśmy z Zachodu wartości lewicy kulturowej. Niestety pozostaje to nam jakoś skleić i żyć z tą dysocjacją, tudzież konfliktem wewnętrznym. Nie można powtarzać haniebnych słów Brauna o powstańcach listopadowych, powielać bredni papieży i uderzać w prokremlowskie nuty. Gdy postawimy człowieka, bądź grupę ludzi w ekstremalnej sytuacji, wtedy opadają maski, pozy, a wychodzą na jaw prawdziwe intencje i cechy charakteru. Czy to będzie zagrożenie czyjegoś życia, bytu, czy propozycja wielomilionowej łapówki.
Analogicznie presja militarna Rosji uwidoczniła nagą prawdę o Unii Europejskiej i Zachodzie. Nasi eurotowarzysze zostali postawieni przed ekstremalnym sprawdzianem. Co robić, jeśli rosyjskie żelastwo zaczyna właśnie wielką wojnę i tym razem nie jest to blef? Co zobaczyliśmy? Znów okazało się, że te wszystkie farmazony, buńczuczne, lewackie i idealistyczne opowieści o Stanach Zjednoczonych Europy mogliśmy włożyć między bajki. Ujrzeliśmy obraz Europy takim, jakim był zawsze od upadku Cesarstwa Rzymskiego: niespójny, każdy organizm grający pod siebie. Nade wszystko wyszło, iż nawet zielono-czerwoni Niemcy nie wierzą w realną unię federalną. Kochają też handel z Rosją bardziej, niż swoje lewackie pseudowartości. Jeszcze raz potwierdziło się, że decydują o bezpieczeństwie ci, którzy noszą miecz, umieją walczyć i są gotowi wyciągnąć go z pochwy. Wzbudzają respekt i trwogę, jak w przypowieści biblijnej "...który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju" To Stany Zjednoczone okazały się tym, kto może rozmawiać z Rosją przyjąć jej poselstwo, gdy pięćdziesiąt tysięcy amerykańskich żołnierzy jest jeszcze daleko. Natomiast niemiecki rząd zielono - socjaldemokratyczno - liberalnej koalicji, zamiast obiecanego zasypania wszelkich granic w i spełnienia "europejskiego marzenia" wskrzesił duch Bismarcka. Partnerstwo z Rosją okazało się ważniejsze, niż naruszanie prawa międzynarodowego przez posowieckiego, autorytarnego kacyka vel leningradzkiego ulicznika, udającego cara. Ten watażka umożliwił przecież Niemcom to, czego zawsze pragnęli: panowanie nad Zachodnią i Centralną Europą. Francja i Włochy już zeszły do drugiej ligi, zaś Anglia została wyautowana po Brexicie. Taka Europa "das ist gut". Nie sposób nie wspomnieć na zakończenie o naszych rodzimych idiotach; jak niegdyś Palikot walnął, żeby wprowadzić euro i w zasadzie zapomnieć o armii. Euro zamiast wojska. Wtórowali mu przeintelektualizowani idioci z "Gazety Wyborczej" a później z "Rzeczpospolitej" bo to waluta europejskiego towarzystwa "zabezpieczyłaby" nas przed Rosją. Byłoby jak w bajce Krasickiego: "...wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły". Na koniec warto by podziękować opatrzności, że jednak nie będzie, jak w bajce Krasickiego, bo w Europie już nie ma supermocarstw. USA oraz Chiny stoją ponad małą Europą, a te wszystkie jej szwabskie oraz wielkoruskie nacjonalizmy, imperializmy obecnie gówno znaczą. Ani Rosjanie ani Niemcy nie decydują nareszcie o losach świata. |
MYŚLI
Maj 2022
ZBIÓR
|