WOLNA PRZESTRZEŃ
(Na podstawie książki Oswald Spengler "Zmierzch Zachodu")
Zachód, kultura faustowska; kultura bezkresu, przestrzeni, głębi i dali, wyczerpał wszystkie swoje środki ekspresji. Gruzy Rzymu przekazały życie, Gotyk był młodym mocarzem, Barok zwieńczeniem, Klasycyzm starością, a Romantyzm już tylko westchnieniem, wspominaniem młodości. W latach 20 XX wieku czasów Oswalda Spenglera, Zachód już nie miał nic do zaoferowania. Wcześniej syndrom upadku spostrzegł Fryderyk Nietzsche. Zewsząd przeszkadzał mu też: liberalizm i socjalizm, resentymenty mas miernot. Opierając się na historiozofii Spenglera, obecnie nie tyle doświadczamy zmierzchu Zachodu, ile jego śmierci. Jeśli w percepcji Spenglera kultura Zachodu lat 20 XX wieku była zmierzchem, to podążając konsekwentnie dalej w czasie do lat 20 XXI wieku, możemy skonstatować, że nie istnieje już tamten Zachód. To tylko trup, zgliszcza i martwica w krajach zachodnich. Nasze obecne pokolenia uczestniczą w przeciągającym się zgonie. Porównajmy czasy kultury Zachodu, nawet ten zmierzch 100 lat temu z czasów Spenglera z naszym teraźniejszym obrazem. Zobaczmy jakim językiem mówią dziś tzw. elity, spójrzmy na ekspresje w sztuce, malarstwie, muzyce, architekturze. Niech to będzie muzyka dla gawiedzi, czy mas. Nawet erotyka. Jak była przedstawiana w baroku lub renesansie, jak ukazywano nagość. Dziś trudno o erotykę w sztuce. Tandeta i porno dominują. Ludzkie ciało i ubiór wyglądają coraz szpetniej. Dawniej wyznacznikiem mody i gustów była arystokracja. Posiadała smak niemalże ezoteryczny niedosięgły, za którym nie mogło nadążyć mieszczaństwo. Dziś kierunek jest przeciwny. Nobliwa klasa średnia i wyższa np. profesorowie, parlamentarzyści naśladują doły społeczne, dając upust wulgaryzmom językowym. Pamiętne "chuj dupa kamieni kupa". Wzorcem językowym stały się recydywy więzienne. Także w kwestii dbania o wygląd, np. tatuaży, które były parę dekad temu domeną kryminalistów. W sprawach obyczajowych młodzież wyśmiewa się z ludzi cnotliwych. Kobiety są poddawane presji zawodowej kosztem macierzyństwa. Miłość jest już tylko uczuciem, albo mówiąc trywialnie kopulacją i penetracją. Odpowiedzialność za związek i rodzinę schodzi na margines. Przestałeś czuć i pożądać? To zrób jak Kaziu Marcinkiewicz znajdź sobie nową "partnerkę". Tylko uczucie ma się liczyć, "Kaziu zakochaj się" i motyle w brzuchu. Mężczyzna ma być wiecznym 19 latkiem. Czy nie jest to skutek uboczny kontrkultury? Na koniec najpewniejsze objawy śmierci: dehumanizacja kultury i cywilizacji. Oznacza to, że status zwierząt zostaje zrównany z człowiekiem. W krajach wysokorozwiniętych pojawia się pytanie o kierunek rolnictwa a nawet wykluczenie jedzenia mięsa. Kolejno objawia się samowstręt. Nie tylko do białych heteroseksualnych mężczyzn ucieleśniających tysiące lat zachodniej kultury i cywilizacji ale własna nienawiść do siebie, istoty - człowieka jako gatunku. Następnie też do rasy i narodu. Coś takiego jakbyśmy odczuwali wstręt przed śmierdzącymi zwłokami. Nie może być przyszłości dla nikogo, żadnego człowieka, narodu, cywilizacji, która odczuwa wstręt do samego siebie, własnej historii życia. To oznacza depresję, samobójstwo, utratę sensu, a więc śmierć. Czym jest dziś Ameryka, Wielka Brytania, Zachód ogarnięty dekonstrukcją, teorią krytyczną i "wokizmem", jeśli nie ciągłym samopotępieniem, samozagładą. Albowiem jeśli Zachód przeszedł przez spenglerowską epokę zmierzchu, teraz właśnie przechodzi przez epokę całkowitego, rozciągłego w czasie zgonu. Zachód kultury faustowskiej umiera. Tak nasza epoka zostanie zapewne zapamiętana w historii. Nieżywy Zachód będzie rozkładał się, jak gnijące martwe ciało.Tylko smrodu przybędzie.Zostaną jeszcze kości niczym ruiny po antycznym Rzymie. Zmartwychwstania nie doświadczymy, bo nie występuje w naturze. Urodziliśmy się i umrzemy na martwym polu byłej minionej i wielkiej Zachodniej kultury. Zima minie, bo historia jest cykliczna. Wiosna stanie się udziałem innych ludzi i innej kultury, która też przejdzie przez fazy: narodzin, wzrostu, pełni dojrzałości, zmierzchu starości i śmierci. Nam przyszło żyć w grobie Zachodu z trupią kulturą.Nawet kilka pokoleń nie wystarczy by doczekać wiosny. Trudno niech będzie. Książkę Spenglera polecam wszystkim konserwom
0 Comments
Wolność negatywna od... czy wolność pozytywna do...
Część liberałów powie, że wolność od... to za mało i musi być wolność do.... i tutaj zaczyna się długa lista. Jednakże, gdy tym liberałom wspomni się prawo do "absolutnej wolności słowa", a więc także do ostrej krytyki mniejszości, nagle długa lista wolności do..ucina się. Okazuje się wtedy, że pewien dyskurs jest nieakceptowalny, a więc niewolny i ci liberałowie zaczynają używać argumentacji autorytetów nowej lewicy: Habermasa, czy Marcuse'a o braku tolerancji dla nietolerancji. Sprowadza się to de facto do rugowania wypowiedzi prawicowych, jako społecznie nieakceptowalnych. A przecież poglądy ojca liberalizmu Woltera podsumowano słowami: "Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć" Hipokryzja? A może zagubienie albo fala lewackiej kontrkultury ostatecznie pochłonęła dziś liberalizm? Czymże jest kult równości kosztem wolności? Komunizmem proszę państwa! Czym jest cenzura i przewrażliwienie "mową nienawiści"? Czym jest tropienie rzekomego faszyzmu, rasizmu niczym sowiecki oficer polityczny albo przyzwalanie na absolutną wolność słowa owszem, ale tylko dla: czarnych, kolorowych kobiet, gejów i innych mniejszości. Przecież komuniści też premiowali tzw. uciskane grupy robotników i chłopów. Zaryzykuję zatem tezę, że współczesny liberalizm to prostu fałsz, coraz bardziej pusta i sprzeczna wewnętrznie przykrywka dla lewicy kulturowej. Niedawno Elon Musk odgrażał się, że gdyby przeją Twittera, wprowadziłby w serwisie absolutną wolność słowa. O matko! padło oburzenie. Toż to normalnie "prawicowy radykał", który zapewne pozwoli używać "mowy nienawiści". Aberracja i odwrócenie świata jaki dotąd znaliśmy; bo jeśli poparcie dla nieskrępowanej wolności słowa zaczyna być widziane jako radykalizm...?! Gdy spojrzymy w przeszłość ujrzymy kler, zamykający ludziom usta. To przecież "sukienkowi" tworzyli indeksy ksiąg zakazanych, blokując swobodną myśl. O dziwo po historycznej chwili wolności, wracamy do istoty zamordystycznej religii. Jako, że chrześcijaństwo zachodnie zanika, lewica postanowiła przejąć jego rolę, stać się nowym wyznaniem i czuwać nad tym co wolno a czego nie wolno. No bo jeśli ktoś uderza w "świętą równość", trzeba go spętać, a niech już skrytykuje "święte niepokalane poczęte mniejszości", wtedy robimy kasowanie, "cancel culture" a może więzienie idąc w ślady świętej inkwizycji. Najlepszym przykładem na to, jak nowa lewica, w skrócie lewactwo zastąpiła starą religię jest Szkocja. Do niedawna za akt bluźnierstwa mogło grozić więzienie (na szczęście tylko na papierze). Kara pozostała, ale teraz grozi za mowę nienawiści. Kapłani nowej lewicy zastąpili pastorów starego protestantyzmu. Wolność do swobodnej krytyki prowadzić może teraz faktycznie za kratki. Bluźnierstwem jest już publicznie wypowiadana niechęć wobec mniejszości. W Polsce jeszcze nie osiągnęliśmy dna, ale są powody do zaniepokojenia. Przyjrzałem się naszym młodym ideowym libertarianom, przeczytałem ich program, potem obejrzałem debatę na You Tube. Powinni być fanatykami wolności słowa. Tymczasem znów pojawiła się wolność z "ale". Kiedy chodzi np. o wolność do aborcji, do czystego powietrza albo do orientacji, to libertarianie idą na marsze kobiet, a nawet te gejowskie. Natomiast w dyskusji pojawił się "dzong". Prowadzący debatę zapytał młodych: libertarianina, konserwatysty i lewicowca o prawo do głoszenia w domowym zaciszu radykalnych poglądów politycznych i odpowiedzi dwóch uczestników zadziwiły. Reakcja lewicowca okazała się łatwa do przewidzenia: aparat państwowy wie i słyszy, wchodzi, zabiera dzieci, karze rodziców i wszystkich "wychowuje". Następny pociągnięty do odpowiedzi ideowy libertarianin, ku mojemu zaskoczeniu, też poparł, aby państwo zareagowało. Dopiero ostatni uczestnik debaty - konserwatysta uznał, że członkowie rodziny mają prawo do swobodnego głoszenia wszystkich poglądów także względem dzieci, pod warunkiem, że nikt nie jest bity czy poniżany . Dla celów porównawczych jeszcze raz przywołam Szkocję, ojczyznę klasycznych liberałów: Davida Hume'a i Johna Smith'a, acz opętaną dziś przez Szkocką Partię Narodową (nacjonaliści i lewacy zarazem). Otóż powyższa sytuacja, którą zarysowali młodzi polscy: konserwatysta, libertarianin i lewicowiec skończyłaby się tam obowiązkiem donosu. W Szkocji dąży się, by mowa nienawiści wypowiadana nawet w prywatnych domach była ścigana paragrafem. Można by tylko rozłożyć w bezradności ręce, albo wykrzyczeć wraz z punkowym chórkiem: to ma być kurwa wolność?! To tylko mała Szkocja, ale proszę sprawdzić jaki poziom absurdu panuje w USA na kampusach uniwersyteckich, gdzie zakazuje się wolności do wypowiedzi w imię rzekomego prawa do spokoju (lewackich) studentów. Jakiż to stan umysłu dziś dominuje w polityce? Kto tak naprawdę broni wolności słowa? Liberałowie? Libertarianie? Czy komunizm naprawdę umarł? Ekonomiczny tak, ale czy kultura i elity ogarnięte obsesją równości nie dążą do innego spełnienia się postulatów skrajnej lewicy? Polska leży w niemieckiej strefie wpływów w ramach Unii Europejskiej. Jesteśmy dla Berlina znaczącym partnerem handlowym i dobrym miejscem lokowania kapitału. Owszem rozwijamy się dzięki niemieckim inwestycjom. Płacimy za to podrzędnością. Brakuje bowiem polskiego prywatnego kapitału, związanego z przełomowymi technologiami. Największą polską firmą jest Orlen, gdzie skarb państwa lokuje swoich kolesi.
A gdybyśmy tak stali się innowatorami? Dołączyli do awangardy projektowania sztucznej inteligencji, IT, robotyki, internetu rzeczy? Przeskoczyli tę przeklętą barierę średniego wzrostu i zaczęli tworzyć wartość dodaną? Polski prywatny kapitał zyskałby nową supertechnologiczną twarz i zaczął się pomnażać. Polska złotówka i banki poszłyby razem z nim. Na wschodnim kierunku nie ma konkurencji, bo Rosja się skompromitowała...Można wypełnić lukę. Wielki kapitał wycofuje się z Rosji. Zamordyzm autokratów oraz wojna wystraszyły obiecujące gałęzie biznesu. Zdolni informatycy uciekają z Białorusi i Ukrainy. Parę lat temu na Białorusi zaczęły powstawać ciekawe i bardzo dochodowe projekty IT. Bariera wejścia okazała się niewielka. Wystarczyły wykształcone talenty i ukierunkowanie ze strony państwa. Jednakże reżim Łukaszenki ostatecznie spłoszył zdolnych twórców. Rozeszli się po regionie. Duża część z nich trafiła do Polski. Zapewne podobnie będzie z Ukraińcami. Demograficznie i terytorialnie nie staniemy się państwem silnym. Jednakże możemy nadrobić te braki technologią i kapitałem ludzkim. To wymaga podniesienia nakładów na edukację, wsparcia dla polskiego kapitału w określonych branżach, stworzenia przejrzystej płaszczyzny prawnej, podatkowej i połączenia tego w całość, by zdolni inżynierowie i programiści nie uciekali dalej na Zachód. Inspirującym przykładem może być Izrael, posiadający nikłe terytorium i ludność, ale z drugiej strony dzięki technologiom i poparciu Stanów Zjednoczonych zyskuje niewspółmiernie doniosłe znaczenie w regionie. Jak moglibyśmy jeszcze uciec z niemieckiej montowni? Na pewno musimy zachować manewrowość w ramach Unii Europejskiej. Gdyby ziściły się plany Unii, jako unitarnego albo federalnego państwa to skończylibyśmy jako prowincja, taka inkarnacja Wielkiego Księstwa Poznańskiego. Popatrzmy na mapę i perspektywę wyboru właściwej drogi. Jeśli pchanie się w objęcia francusko - niemieckiego tandemu nie wchodzi w grę, pozostają nam: Rosja, Chiny albo Anglosasi. Londyn dostał błogosławieństwo Ameryki, by powstrzymywać Rosję w Europie Wschodniej. Jako, że polityka zagraniczna USA koncentruje się bardziej na kierunku azjatyckim, Wielka Brytania przejęła inicjatywę w Europie i stała się amerykańskim krążownikiem. Anglia przy poparciu Waszyngtonu realizuje swoją dziejową politykę zagraniczną "Balance of Power", a więc rozbijania hegemona i agresora na kontynencie europejskim. Z jednej strony wyzwaniem jest agresywna Rosja, a z drugiej hegemonia niemiecko- francuska, tworząca jądro Unii. Znamienne, że to Wielka Brytania w Europie zdecydowanie przoduje we wspieraniu Ukraińców. Natomiast Francuzi i Niemcy stają przed pokusą ugody z Rosją. Gdyby Rosja ujarzmiła Ukrainę i nastał pokój Paryż i Berlin mogliby ustanowić na Bugu granicę unijno - rosyjską. Na lewo byłaby Unia, a na prawo Rosja, a między nimi handel. Nie potrzeba by było już Amerykanów, ani tym bardziej Brytyjczyków. Francuzi daliby armię i osłonę nuklearną, a Niemcy ekonomię. W tym scenariuszu Anglosasi opuszczają kontynent, gdzie usadowili się po zwycięstwie z 1945 roku. Rosjanie, Francuzi i Niemcy pozbywają się Amerykanów. Tutaj my stajemy przed ważnym ruchem. Pro-anglosaska Polska wbija klin zarówno w rosyjską ekspansję, jak i koncepcję sfederalizowanej Unii Europejskiej. Warszawa słusznie dostrzega dwa największe i w pełni suwerenne siły Zachodu: Stany Zjednoczone oraz Zjednoczone Królestwo. Anglosasi nie podlegają nikomu i nie muszą ustalać z nikim kompromisów. To siły morskie, które chcą utrzymać wpływy uzyskane jeszcze po zwycięskiej II wojnie światowej. W ich optyce UE nie powinna stać się mocarstwem Zachodu, ani też Rosja nie może stać się mocarstwem Wschodu. Polska ma zatem duże znaczenie i zbieżne interesy. Anglosasi mogą dostarczać politycznego wsparcia, abyśmy nie utknęli w niemieckiej Mitteleuropie ściśnięci i przegłosowani na forum unijnym, jako ci zaściankowi Polacy. Idąc dalej i oddając się już bardziej życzeniowemu myśleniu, a nawet marzeniom, moglibyśmy odtworzyć ideę Rzeczpospolitej wielu narodów ze stolicą w Warszawie. Jeśli międzynarodowy ład uległby dalszej erozji, wtedy przy agresywnej Rosji państwa: Litwa Łotwa, Estonia, Ukraina, a może i w dalszej perspektywie Białoruś mogłyby zostać postawione przed wyborem: ściślejsza współpraca pod auspicjami Warszawy albo śmierć. Rosja chce zdelegalizować uchwały ZSRR przyznające niepodległość byłym republikom radzieckim. Zatem dla Moskwy: Litwa Łotwa Estonia, Ukraina i Białoruś będą tylko zbuntowanymi regionami. Gdyby kraje bałtyckie miały opierać się Rosji w pojedynkę, zostałyby wchłonięte w dwa dni. Najbliższym, najpewniejszym oraz najdogodniejszym punktem oporu jest Polska, która może związać ze sobą te kraje w jeden blok. Ostatnio brytyjski premier zaproponował alternatywę dla Unii Europejskiej, zwłaszcza wespół z Polską, Ukrainą, krajami bałtyckimi. Patrząc z perspektywy Londynu a także z Waszyngtonu taka "I Rzeczpospolita" zapewniłaby morskim, anglosaskim siłom blokadę na kontynencie w Eurazji, powstrzymując trzy ekspansje: niemiecko - francuską, rosyjską i chińską. Szokują mnie próby relatywizacji własności prywatnej przez niektórych konserwatystów, zorientowanych bardziej na wspólnotę i lewicę ekonomiczną.
Własność prywatna obok naturalnej przyrodzonej godności człowieka, to po prostu sprawa święta, niezbywalna, wprost przekazana przez naturę. Gdyby ona potrafiła mówić najpierw by rzekła: to twoje a to twoje i szanujcie się ludzie. Kapitalizm jest zatem najbardziej naturalnym i bliskim cechom ludzkim modelem. Jednakże wiemy kim może okazać się człowiek i w związku z tym kapitalizm może przybrać też formę wyzysku. Zwłaszcza dzieje się tak gdy, zostaje pozbawiony etyki i standardów. Podążając za klasyczna myślą Thomasa Hobbesa należy zgodzić się, że ludzie są drapieżni, często samolubni. Na gruncie ekonomii ukazuje się ich chciwe i zachłanne oblicze. Widać to było przed kryzysem w 2008 roku, gdzie kreatywna księgowość dokonywała cudów. Można było zjeść ciastko i mieć ciastko. Wydać milion i nadal mieć milion. Najgorzej sytuacja wygląda dla pracowników. Historia uczy, że jeżeli pozwolisz na zupełny laissez faire, ciężko pracować będą nawet dzieci, jak w XIX wiecznej fabryce w Anglii lub w zakładzie globalnej firmy odzieżowej w Wietnamie lub w Chinach czasów nam współczesnych. Dlatego też państwo nie może zupełnie się wycofać, czego chcieliby anarchokapitaliści. Powinno zostać, aby obserwować i układać nie tylko prosty i skuteczny system podatkowy, ale również ustalać odgórne standardy i etykę pracy. Praca 8 godzinna w zdrowych nie urągających godności warunkach? Czy praca "flexible" elastyczna i inkluzywna, jak się mówi teraz w pocovidowym i lewackim żargonie korporacji? Wbrew propagandowym treściom w ujęciu korporacyjnym nie ma żadnego humanizmu. To bardziej ideologiczne odpady postmarksizmu i kontrkultury, niż jakakolwiek spójna idea. Jedynym mianownikiem globalnych korporacji jest optymalizacja kosztów i zyski. Dla nich nie ma ludzi, są tzw headcounty. Im mniej jest zatrudnionych i do tego pracują efektywniej, tym lepiej. To często kończy się chronicznymi nadgodzinami i wypaleniem. Headcount, tudzież "trybik" mierzy się z kilkoma, a nawet kilkunastoma zadaniami na raz, na już, na wczoraj, w montowni, w magazynie, czy w biurze. Dziesięć, dwanaście godzin dziennie pełnych "multitaskingu" jest sprzeczne z naturą człowieka, jego rytmem życia, sposobem myślenia i podejmowania decyzji. Zatem wsadźcie sobie w dupę tę inkluzywność, diversity i elastyczność. Ja polski Kowalski, szary człowiek chcę konkret: 8 godzin pracy, 8 godzin: pasji, rodziny przyjaciół i 8 godzin odpoczynku. Ģówno obchodzą mnie wasze tęczowe i feministyczne pretensje do świata. Nie dziwi mnie ujemny przyrost naturalny, gdy z jednej strony promuje się agresywną emancypację kobiet, a z drugiej zniesienie standardów pracy. Dzieci polskich na pewno urodzi się mniej.Zapaść demograficzna po konserwatywnym społecznie PRLu została spowodowana przez import lewackiej kontrkultury oraz zwietnamizowanie oblicza polskiego kapitalizmu po 1989 roku. Zrobiono z nas przyczółek zdolnej, wykształconej i taniej siły dla globalnych koncernów w Europie. Nie mamy żadnych innych walorów, oprócz położenia i ambitnych pracowników. Kiedy Mercedes buduje fabrykę w Jaworznie, a Morawiecki jeszcze wyciąga kasę, zwalnia Niemców z podatku, to nie jest zysk dla polskiego obywatela. To jest zysk dla niemieckiego obywatela, bo stamtąd pochodzi myśl techniczna, kapitał i tam będzie szedł wielki transfer pieniędzy. A gdy już polscy skręcacze śrubek z montowni i biurwy key account executive manager i inne "tytularne" korposzczury po 12 godzinach wykonają zadanie, też coś nam "Polaczkom" skapnie. Jeśli państwo nie będzie pilnować kapitału, wielkie koncerny uniknął podatków, państwo nie zarobi zbyt wiele, a obywatele zostaną wykorzystani. Natomiast wielkie koncerny będą bardzo na plus. Schemat jest banalny, urągający, bardzo charakterystyczny dla krajów trzeciego świata.Globalne korporacje dysponują pieniędzmi, masą pieniędzy. Natomiast polskie państwo ma dużo wydatków i potrzebuje zastrzyków finansowych, choćby to były tylko kropelki od kapitału wielkich firm. Rzeczpospolita Polska oferuje to, czego potrzebuje globalna korporacja: tanią ziemię i tanią siłę roboczą; tę biurową i tę do prac manualnych. Godzi się zlikwidować standardy i etykę, aby przyciągnąć inwestorów i dostać choćby minimalny strumień pieniędzy. Należy odrzucić takie postkolonialne myślenie. Przyciąganie kapitału nie może polegać na rozmontowaniu państwa i przeciążeniu jego zasobów ludzkich. To eksploatacja i grabież. Inwestycje przyciągają też nie tylko tanie koszty, ale też: infrastruktura, jakość prawa, jakość uczelni technicznych oraz szanujące się przewidywalne państwo, które można poznać po przestrzeganiu procedur, etyki w biznesie, braku korupcji oraz zapewnianiu swoim mieszkańcom wysokich standardów pracy. A więc będzie to np. Irlandia, Dania, Holandia, czy Nowa Zelandia, a nie: Chiny, Malezja, czy Wietnam. Celem kapitalizmu powinno być bogactwo, nie serwilizm wielkim obcym podmiotom gospodarczym. Trzeba zatem położyć nacisk na wartości i szacunek dla siebie samych. Liberalna demokracja służy dziś prawicy, a nawet reakcji. To brzmi kontrowersyjnie, ale nastały takie czasy.
Lewica chciałaby śladem Rousseau odgórnie pominąć "prostackie" populus, nawet te 80 procent, dla których zakaz domów jednorodzinnych, czy ograniczanie spożycia mięsa dla klimatu to niewytłumaczalna głupota. Nie może przeboleć, że zwyczajny lud korzysta z demokracji, by wybrać Trumpa czy Brexit lub odrzucić konstytucję Unii Europejskiej. Gdyby tak zapanował oświecony ustrój merytokracji z elitą pieczołowicie wyhodowaną na lewicujących uczelniach, wtedy "ciemny prymitywny lud" czyt. przywiązany do porządku naturalnego nigdy nie wybrałby takiego Trumpa. Zatem do sedna; bunt i doły, rdzenni fizyczni pracownicy to dziś już prawica. W netfliksowym, propagandowym, quasi religijnym filmie (wyznawców klimatu): "Nie patrz w górę", amerykańscy wyborcy Trumpa zostali sportretowani jako biały proletariat rednecków w kontrze do kolorowej wielkomiejskiej elity, słuchającej się "prawdy". Netfliksowe sceny, pomijając propagandowy wymiar, uchwyciły ważny mechanizm określający dzisiejszą polityczność. Otóż lewica nie znajduje dzisiaj poparcia w fabrykach, magazynach, wśród obsługi supermarketów, czy pracowników od śrubek z niemieckich montowni. Jej wyborcy lokują się w centrach wielkich miast. Często są managerami, czy specjalistami z globalnych korporacji. Ci pierwsi to lokalizm, proletariat, prowincjonalność. Drudzy zaś są "światowcami", stroszą się na elitę lub aspirują by nią zostać; owe "wykształciuchy" po najlepszych uniwersytetach, świecznik i forpoczta mainstreamowych mediów Odnoszę wrażenie, że obecna najostrzejsza linia podziału politycznego opiera się na dwóch skrajnościach: Lewica kulturowa i neoliberalizm gospodarczy "globalsów" vs Konserwatyzm społeczny i hojny keynesizm "lokalsów" To tłumaczy dlaczego opcje: libertariańska ekonomicznie/konserwatywna obyczajowo oraz socjalna ekonomicznie/lewacka kulturowo nie zdobywają szerszego poparcia w Polsce i na Zachodzie. W naszym kraju właśnie PIS oraz KO z Hołownią 2050 idealnie wpisują się w powyższy schemat. Można nie popierać PIS, ale Kaczyński poprawnie zdiagnozował oczekiwania i emocje szarych obywateli, którzy niegdyś popierali postkomunistów i stare socjaldemokratyczne hasła. Doskonale zrozumiał odwrotny efekt: gender, queer i całej tej tęczowej narracji. Kto bowiem lubi tęczowe, feministyczne koncepty wśród zwykłego chodnikowego pospólstwa Iksińskich, Kowalskich? Prawie nikt, a wśród akademików z renomowanych uczelni wyższych i najpotężniejszych globalnych korporacji w zasadzie wszyscy popierają lewactwo kulturowe. Gdyby zatem nie demokracja mas, nie byłoby prawicowego populizmu. Zobaczmy, że głos Iksińskiego, który idzie z puszką piwa i gardzi "tymi pedałami" i "tymi tępymi dzidami" ala Jachira równy jest głosowi profesora, który przyklaskuje LGBTQ+ i popiera rugowanie z uczelni z powodu "mowy nienawiści". Gdyby nie ta demokracja, moglibyśmy zapomnieć o społecznym konserwatyzmie. Smutne, że prawica okupuje społeczne doły, ale nie ma wyjścia. David Hume miał rację, by zrozumieć epokę, w której przyszło nam żyć. Dziś to nie elitaryzm, a demokracja zapewniają życie prawicy, która jest dyskredytowana właśnie przez elitę. Konserwatyzm i prawica są zakorzenione oddolnie we wspólnotach, ale też jednostki kierują się naturalnymi instynktami i odruchami, które są dzisiaj "niepoprawne politycznie". Prawica nie została, zgodnie z życzeniem Marcuse'a wyrugowana z systemu. Właśnie dzięki demokracji czuje się całkiem dobrze jako "populizm" Lewicy zostaje opcja antydemokratyczna, by jak w globalnych korporacjach zastosować "Just do right things" a nie "voting". A co to jest "right things"? Po prostu lewactwo, walka z naturą i tradycją, ale odgórnie poprzez "wartości," a nie głosowanie "motłochu". Przyzwyczailiśmy się, by utożsamiać elitę z prawicą. Wieki temu ton nadawała: arystokracja, szlachta/ziemianie właściciele manufaktur, mieszczańska inteligencja itd. Musimy pogodzić się, że dziś prawica stała się antyelitarna, wyrzucona z wielkiego świata: korporacji, uniwersytetów, teatrów, gazet, a jej poglądy na salonach są nieakceptowalne. Zatem prawica musiała wyjść do prostego ludu i przyjąć pewien kompromis, który trafnie zastosował Kaczyński. Zachować to, o czym zapomniała lewica: bezpieczeństwo socjalne i ekonomiczne dla zwyczajnych polskich mas, ale też obronić przed lewicą: prawo natury, tradycję, patriotyzm. Dlatego też prawica musi być dziś demokratyczna, albo przestanie istnieć w politycznym mainstreamie. Nawet Kościół odciął się od prawicy, patrząc na pontyfikat Franciszka i uwzględniając progresywne poglądy wielu hierarchów. Można tam jeszcze odnaleźć wspomnienie wielkości Rzymu i antyku i to by było na tyle. Zostają nam instynkty natury i łączność ze światem ziemi, z której się wywodzimy. Wszyscy jesteśmy ssakami. Na gruncie nauk przyrodniczych, biologii wiemy, że są tylko dwie płcie: mężczyzna i kobieta. Kobiety obdarzone macicą rodzą dzieci, mężczyźni zaś im więcej mają testosteronu, tym skuteczniej zdobywają środki dla rodziny. W starciu natura vs antynatura (progresywizm) stoimy na mocnych pozycjach. Owszem będą nazywać nas prawicowymi prymitywami, ale dopóki mamy równe prawa w głosowaniu, czy w ogóle prawo do głosowania, politycznie istniejemy. A jeśli zabiorą, czy ograniczą nam prawa polityczne w imię "wartości", niech spodziewają się żółtych kamizelek pomnożonych razy 1000, może jeszcze przy wsparciu tradycyjnie konserwatywnego wojska. (Lewica kulturowa nigdy nie przejmie ducha armii, bo to dla niej hierarchiczny, męski i obcy świat) Na koniec został przymiotnik "liberalna". Otóż to żaden lewacki szatan, tylko i zwyczajnie bardzo nudno: rządy prawa, konstytucjonalizm i wszystko w temacie. Na gruncie polskim zatem ani masy, ani Bruksela, ani żaden putinowski kacyk, czy tęczownicy nie mogą nami rządzić, bo litera najwyższej ustawy mówi o suwerennej Polsce, o podziale władzy, o sejmie i odpowiedzialności przed nami-narodem, o tym że małżeństwo stanowią kobieta i mężczyzna, a nie patchwork. Również, aby nie było jak w 1933 r. w Niemczech, gdzie wygrała demokracja nieliberalna. Większość owszem może ustalać jak ma być, ale pewne standardy godności i wolności muszą być obecne zawsze dla wszystkich mieszkańców. Tego już demokratyczne NSDAP nie zastosowało. Zatem liberalna demokracja, to po prostu demokracja z rządami prawa dla wszystkich jednostek. Zapewnia też przewidywalność, zabezpiecza przed kaprysem i ułomnością tak przywódcy, jak i emocją tłumu, gwarantując też trwały solidny, prawny grunt pod kapitalizm i swobodne prowadzenie działalności gospodarczej. Ani tłum ani watażka nie rzucą się nagle na bogatych inwestorów, bo ich tez chroni konstytucja i niezależne rządy prawa. Patrzymy dziś na nich, jako ucieleśnienie zepsutego Zachodu, a dawniej najbardziej agresywnej siły prącej na Wschód, by podporządkować albo zniszczyć wszystko co słowiańskie.
Jednakże Niemcy nigdy nie byli Zachodem w ujęciu kulturowym i politycznym. Przez ostatnie 300 lat miotali się między tradycją grecko-rzymską, nacjonalizmem, liberalizmem oraz byli rozdarci między demokracją a autorytaryzmem. Zobaczmy zatem trzy historyczne kierunki Niemiec oraz ich aktualność dla naszej części Europy. Po pierwsze Niemcy stały się wschodnią komorą serca Europy. (Zachodnią jest Francja). Ten podział wynikł z dziedzictwa Karola Wielkiego i nie uległ już zmianie. Niemcy poszli na Wschód, Francja na Zachód. Dynastie wschodnich Franków, na ruinach Rzymu i pokarolińskiej spuściźnie, zbudowali swoją wielką siłę i oddziaływanie na Europę Północną i Środkowo Wschodnią, w tym ziemie tworzącej się Polski. Walczyliśmy z nimi. Chrobry potrafił zatrzymać marsz cesarza Henryka. Jagiełło rozbił najpotężniejszych krzyżowców Europy. Nie staliśmy się częścią Rzeszy, ani marchii i zachowaliśmy podmiotowość w świecie. Warto podkreślić, że tamte Niemcy pomimo ekspansjonizmu cesarza, wschodnich marchii saksońskich oraz zakonu krzyżackiego, nie były rasistowskie. Obowiązywało ich chrześcijańskie braterstwo i uniwersalizm. Ówczesne Niemcy nie stanowiły też monolitu, ani jednolitego państwa, ani nawet zapowiedzi narodu. Bardzo dostojna nazwa Święte Cesarstwo Rzymskie, a więc Sacrum Imperium Romanum nawet nie sugerowała, ze to byli Niemcy czy jacyś Germanowie. Rozciągał się pewien quasi mistyczny porządek wynikający poniekąd z przekonania i wiary, że cesarz włada z łaski Boga że "co cesarskie oddajcie cesarzowi" i "Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną, gdyby ci jej nie dano z góry" Ten naturalny postrzymski rytm, łączący tradycję rzymskiego cesarstwa z niemieckimi cechami był na tyle trwały, uniwersalny i elastyczny, a także tak dalece decentralizujący się z biegiem dziejów, że pomieścił zarówno: katolicyzm, luteranizm kalwinizm, a nawet oświeceniowe prądy postreligijne. Ostatecznie został rozbity przez Napoleona w 1806 roku. Zatem od ustanowienia Sacrum Imperium Romanum w 962r. przetrwał prawie 1000 lat. W opozycji do I Rzeszy, w XVIII wiecznych Prusach narodził się niemiecki liberalizm; zaś w wieku XIX, na fali wojen napoleońskich, uformował się niemiecki nacjonalizm, czerpiąc z romantyzmu i volkizmu. Nacjonalizm zdecydowanie zwyciężył w Prusach, a potem w zjednoczonych Niemczech i trwał jako idea przewodnia aż do 1945 roku. W latach 1871 - 1918 obowiązywał w II Rzeszy w umiarkowanej formie, lecz potem w III Rzeszy 1933 -1945 wszedł w fazę ekstremistyczną. Niemcy ponieśli wielkie klęski na gruncie militarno - politycznym. Narracja nacjonalistycznych Niemiec załamała się po sromocie w 1945 roku. Spadkobierca Rzeszy Niemieckiej a więc Republika Federalna Niemiec została odbudowana na gruncie demokracji liberalnej Zachodu; szczególnie weszła w orbity anglo-amerykańskiego liberalizmu. RFN stała się mocarstwem handlowym opartym o tzw. soft power. Twarda siła w tym wojsko zeszły na plan trzeci, kryjąc się za plecami armii USA. Nowa niemiecka tożsamość została zbudowana na europeizmie. Nawet otwarto się na imigracje i porzucono "blut und boden" na rzecz wieloetniczności i budowania multi-kulturalnych Niemiec. Na tym można by zakończyć opowieść, ale to nie jest ostatnie słowo. Niemiecka dusza nigdy nie była i nie będzie angielska czy amerykańska. Demokracja na dłuższy czas może być nie do pogodzenia z niemieckim wojskowym duchem, dyscypliną i tym żałosnym serwilizmem społecznym. Niemieccy pisarze często krytykowali dusze rodaków wypominając im, że są tylko: "żołdakami i lokajami" Uwzględniając rys kulturowo - historyczny trudno zestawić Niemców na dłużej z liberalną demokracją. Ona nie współgra z ich mentalnością. Egalitarystyczna demokracja była dla Niemców formą obcą, ostatecznie narzuconą przez anglosaskich zwycięzców. Zatem gdy rządy i narody Europy Środkowo - Wschodniej poucza się że "nie dorośli do demokracji" Niemcom można by zarzucić, że w ogóle nie pasują do demokracji. Najważniejszy wniosek jest taki, że Niemcy po II wojnie ciągle przechodzą przez kryzys tożsamości i nikt nie może zawyrokować, że pozostaną demokratyczne, liberalne, proamerykańskie, a nie np. autorytarne, prorosyjskie i prochińskie. Niemcy szczególnie po 1990 roku gubią się w budowaniu spójnej narracji o sobie, jakby byli zdezorientowani w ustaleniu kim są, kim mają być i jaką rolę odegrać. Może to być zagrożenie, ale też nadzieja. Jeśli porzucą liberalizm, mogą pójść w stronę autorytarnego ekolewactwa, bądź powrócić do tożsamości etnicznej, nacjonalistycznej; pokłosia identytaryzmu opartego znów o koncepcję "czystego" Niemca "BioDeutsch". Z drugiej strony mogą też odkurzyć to, co funkcjonowało przez 1000 lat: wzorzec Świętego Cesarstwa Rzymskiego (zdecentralizowanego). To byłaby lepsza inspiracja na alternatywę dla liberalnego porządku. Czy nam Polakom to się podoba czy nie: Niemcy są wschodnią komorą europejskiego serca (Zachodnią jest Francja). Warto przytoczyć ciekawy cytat z artykułu Adama Danka, zamieszczonego w Myśli Konserwatywnej: "Kiedy monarchia upada w Niemczech, w całej Europie (centralnej) wyrastają republiki;.... Kiedy Niemcy faszyzują, faszyzuje Europa. Kiedy Niemcy się liberalizują i demokratyzują, Europa czyni to samo. Kiedy Niemcy się sodomizują i idą w multi-kulti… No właśnie" Jednakże reakcja niemiecka i europejska jeszcze nie umarły. Szansę dostrzegam w koncepcji hesperializmu Davida Engelsa, a więc w powrocie do źródeł wartości I Rzeszy, nie zaś niemieckiego nacjonalizmu i szowinizmu, tudzież równie "bogatych" tradycji i ciągotek lewackich. Rewolucja francuska przyniosła ruinę monarchii - kwintesencji naturalnego porządku. Sprowokowała gniew mas, którym nadano też tożsamość polityczną. Ludzie przeszli tzw. emancypację. Zamiast króla zyskali poczucie, że są niezależnymi Francuzami, a nie poddanymi Ludwika XVI. Brzmiało dumnie, ale reperkusje tamtych wydarzeń odczuwamy do dziś.
"Upragnionymi" potomkami wielkiej rewolucji były: liberalizm i lewica. Dwie idee stworzyły podwaliny pod system i ład polityczny, który ukierunkował Zachód aż do obecnego stulecia. Niestety jesteśmy teraz świadkami jak liberalna i lewicowa ideologia oraz ich polityczna praktyka coraz mocniej odrywają się od natury człowieka, jego ewolucji oraz uszlachetniającej go kultury grecko - rzymskiej. W 1918 roku liberalizm i demokracja pokonały monarchizm oraz reakcję. Od tego momentu ustrój polityczny liberalna demokracja stała się modus operandi zachodniego świata, punktem odniesienia jak dawniej monarchia. Dzieci francuskiej rewolucji jeszcze mocniej zaznaczyły się na świecie: liberalizm, w tym "ewolucyjny" konserwatyzm, lewica rewolucyjna i nierewolucyjna, oraz niechciany bękart rewolucji: nacjonalizm, zarówno faszystowski, jak i ten demokratyczny. Nacjonalizm - nowoczesna tożsamość narodowa tak popularna w kręgach prawicy ma tę samą genezę jak np. lewica, a jego konsekwencje widoczne są dziś nawet na Ukrainie. Z jednej strony widzimy apologetów wielkiej Rosji i wielkoruskiego nacjonalizmu; tłumaczenie zbrodni wojennych dziejowymi prawami do ziemi kijowskiej, a z drugiej nacjonalistów ukraińskich, nawet jawnie faszyzujących w batalionach Azow. Warto rozwinąć myśl nacjonalizm, a sprawa polska. Tak Narodowa Demokracja i Roman Dmowski pomogli odzyskać niepodległość ale...zamykając się i trwając w narodowej bańce, zniekształcamy obraz świata. Czy Niemcy, Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi są gorsi albo mniej ważni w uniwersalnym aspekcie humanistycznym, bądź chrześcijańskim? Czy Polak ma być ważniejszy od "Żyda i Greka" parafrazując biblię? Czemu? Weźmy pod uwagę mniej wzniosły aspekt. Odrzucając humanizm, czy chrześcijaństwo spójrzmy na owoce nacjonalizmu. Nie jest tak, że w świecie narodowych egoizmów i tarć my będziemy dbać o kwestię narodową, a Niemcy i Ukraińcy nie. Wywyższanie narodowych etnosów skończyło się rozstrzeliwaniami polskiej inteligencji, czy wymordowaniem stu tysięcy mieszkańców polskich wsi na Wołyniu. Jeżeli odrzucimy uniwersalizm przyrodzonej, naturalnej godności człowieka, wtedy możemy skonstatować, że Niemcy i Ukraińcy nie robili nic złego. Z punktu widzenia interesu własnego etnosu, pozbyli się niebezpiecznego i wrogiego pierwiastka dla ich siły i witalności narodowej. Taki Ziemkiewicz, śladem Dmowskiego chciałby negocjacji między narodową wielką Polską, a narodowcami z Niemiec i zapewne innych krajów ościennych. Ponury żart z historii. Nigdy nie było nacjonalistycznych negocjacji, tylko nienawiść etniczna, szowinizm i ludobójstwa. To jest miara właśnie doświadczenia, a nie teoretyzowania. Jeśli naród ma być najwyższą wartością, takim nowym bożkiem, historia przypomni błędy. Tak też było w Jugosławii podczas II wojny, a potem w latach 90, gdzie po 40 latach wrócono do mordowania się, bo ten Serb, a ten Chorwat, a ten islamski Bośniak. Bożkiem dzieci wielkiej rewolucji - lewicy i liberałów są: demokracja, równość i emancypacja. Bękart - nacjonalizm nie oferuje niczego lepszego. Pozostaje czekać na lepsze czasy, jak emigracja francuska po rewolucji,. Zaledwie sto lat liberalnej demokracji to mało w aspekcie historycznym. Świat jest zmienny i dynamiczny. Myślę, ze David Hume miał rację twierdząc, ze historia, bieg dziejów są cykliczne a nie linearne. Zatem prawdziwa wartość będzie powracać po czasach dekadencji i upadku. Wartościowe formy wrócą ze swym uniwersalizmem. Może tym razem ze zdwojoną siłą. Będą ciągnąć ku naturze, by odtworzyć odwzorować jej pewne, stałe wzorce, widziane i powtarzane we wszystkich organizmach żywych; bo zawsze i wszędzie w zbiorowiskach licznych i żywotnych organizmów, czy to mrówek, czy roju pszczół są: królestwo i korona. Vive le Roi! Rok 1916 Rosja krwawi. Car jest zwodzony przez czarodziejów w rodzaju Rasputina. Wojskowi stratedzy gen.Denikin, czy gen.Brusiłow bezskutecznie mówią do głowy państwa. Car słyszy irracjonalne podszepty. Rasputin miesza mu światy; realny z mistycyzmem, strategię państwa z wróżeniem. Generalicja jest wściekła, że dziwaczny klecha ma taki dostęp do umysłu władcy.
W 2022 roku Putin też znajduje się w jakimś dziwnym, mistycznym przeświadczeniu o duchowej, narodowej jedności Rosji i Ukrainy. Towarzyszą mu również dziwaki pokroju Aleksandra Dugina, bredzącego coś o złych szatańskich potęgach morskich i przeciwstawnym im siłom lądowym. Rosja mieniąca się główną potęga Eurazji miała by nieść ową "świętość i prawdę ziemi" przeciw "morskiemu zepsuciu", a do tego zjednoczyć prawosławny świat. Wydaje się, że Putin bardziej uwierzył w te brednie i potakiwanie klakierów, niż w jakiekolwiek krytyczne słowa generałów. Erozja racjonalizmu i logiki musiała nadejść wcześniej. Od 2020 r. Putin izoluje się, otacza najbliższym kręgiem; może choruje, albo boi się covida i odcina się od świata. Może wtedy w jego głowie narodziła się myśl, by zamiast posunięcia racjonalnego w postaci dalszego wspierania prorosyjskich republik i sabotowania Ukrainy, zrobić rzecz "świętą"dla Rosji tj. odzyskać całą Ukrainę i zjednoczyć ziemie ruskie. Jakiż współczesny Rasputin, czy inny oszołom mógł go namówić albo przedstawić tak beznadziejnie romantyczną wizję? Mieszanka wielkoruskiego nacjonalizmu, wschodniego prawosławia, zmiksowane z geopolitycznym marzeniem wytworzyło w głowie Putina fantasmagorie i doprowadziło do pełnoskalowego wojennego amoku. Niepodobna odejść od pewnych styków podobieństw z sytuacją cara Mikołaja II. On tez żył iluzją świętej Rosji, prawosławnego miru i jedynowładztwa. Miało być wszechpotężne imperium interkontynentalne. Rosja szykowała się rozgromić Japonię w1905 roku. "Rosyjski walec" w 1914 r. jechał zaś na Prusy i planował dotrzeć nawet do Berlina. Zamiast zwycięstw, nastały wojskowe kompromitacje, głód i kryzysy. Rosyjskie armie krwawiły w marazmie, tak jak dziś na Ukrainie. Pojawiło się poważne ostrzeżenie dla caratu, gdy wybuchła rewolucja w latach 1905 -1907. Jednakże lekcje poszły nadaremnie. W 1916 roku podczas frontowych niepowodzeń Rosja głoduje. Żołnierze nie chcą masowo ginąć na froncie. Car represjonuje jakikolwiek opór. W grudniu w 1917 roku nie ma już cara. Niestety dzisiejszy ruski watażka nosi czasem walizkę nuklearną zamiast szabli. Zatem jak przebiegałaby nowa rewolucja rosyjska? Byłoby podług Kiereńskiego czy Lenina? W 1635 roku kardynał Richelieu sprawował władzę we Francji w imieniu małoletniego Ludwika XIII. Na terenie Rzeszy toczył się krwawy konflikt o podłożu religijnym między katolickimi, cesarskimi Habsburgami, a siłami protestantów.
Po której stronie opowiedział się katolicki kardynał, który pacyfikował francuskich hugenotów? W Wojnie Trzydziestoletniej poparł... przymierze protestantów przeciw Habsburgom. Chłodna kalkulacja w interesie Królestwa Francji, kazała ultrakatolickiemu kardynałowi szukać przymierza z największymi protestanckimi potęgami: Anglią, Niderlandami i Szwecją, aby powstrzymać potężne wojska cesarskie. Udało się. Rękoma szwedzkich żołnierzy wykrwawił wojska Habsburgów. Potem siły francuskie przypieczętowały zwycięstwo strony protestanckiej i Francja stała się europejską superpotęgą, kończąc wielkość Hiszpanii i ukrócając wpływy Habsburgów do południowych księstw Rzeszy. Richelieu pozbył się konkurencji w katolickim świecie. Na terenie Ukrainy toczy się krwawy konflikt. Rosja, której pretensje i żywotne interesy sięgają Odry a nawet Łaby, chciała przeprowadzić błyskawiczną operację wymiany ukraińskich władz na prorosyjskie. Nie udało się. Zamiast tego wojska rosyjskie utknęły na wyniszczającej wojnie. Mamy okazję, by bitnymi rękami kozaków i tych wszystkich neobanderowców wykrwawić rosyjskie wojsko. Niechaj nasz rządy tylko baczy, aby nie dać się wciągnąć w wojnę, czego naturalnie chce Zełeński. Nadarzyła się też sposobność, by ogrom sankcji z USA, Niemiec, Francji, UE i Wielkiej Brytanii zmył rosyjską gospodarkę i doprowadził do jej kompletnego załamania. Jeśli Putin nie wywoła realnego kryzysu jądrowego, możemy wygrać wojnę, w której nawet bezpośrednio nie walczymy. Gdyby Ukraina obroniła się, zyskujemy wypróbowany antyrosyjski zderzak. Możemy wejść z biznesem, bo będzie dużo próżni, a Polska teraz zyskała PR na dostawach broni i uchodźcach. Możemy poprzeć ukraińskie aspiracje do UE, aby stworzyć ideologiczny balans dla eurolewactwa. Albowiem im więcej w UE: "dzikiej" Ukrainy, Kazachstanu, Tadżykistanu, Gruzji, Azerbejdżanu, Uzbekistanu, Armenii, a nawet jeszcze Turcji, a może Arabii Saudyjskiej i innych Emiratów, "Boratów" ;) tym lepiej. Wówczas pragmatyka ekonomiczna niechybnie przeważyłaby nad ideologią. Wyobraźcie sobie unijne głosowanie nad pakietem dla LGBTQ, zielonych i feministek w tak zacnym towarzystwie. Co rzekłby uzbecki- kirgiski - kazachski Borat o feministkach? Poezja. Unia Europejska musiałaby pozostać tylko, jako ekonomiczne forum i przestrzeń gospodarcza bez aspiracji federalnych. Natomiast jeśli Ukraina przegra, tzn. zostanie zmiażdżona i wchłonięta, Rosja zrekonstruuje obszar poradziecki po prawej stronie Bugu. Niemcy dostaną zielone światło, by scalić i zacieśnić Mitteleuropę pod federalnym projektem europejskim po lewej stronie Bugu. Co gorsza kraje środkowej Europy, ze strachu przed Rosją będą naciskać na wspólną armię, przyjęcie euro itd. Polska stanie się zupełnym wasalem Berlina. Poza tym Stany Zjednoczone mogą być bardziej zaabsorbowane Azją, a zwłaszcza Tajwanem. Co zatem wolicie? Gdy opadnie wojenny pył i nastanie klęska Kijowa, wróci polityka Bismarcka. Niemcy poczekają, aż antyrosyjska gorączka zejdzie ze świata zachodniego, po czym odmrożą Nord Stream2. Porozumienie niemiecko-rosyjskie, przy wsparciu Chin będzie wymierzone w Anglosasów, szczególnie by wyrzucić obecność amerykańską z Europy. To nie będzie w polskim interesie. Na wstępie żebyście się nie czepiali
NEOBANDEROWCY NIECH WAS SZLAG!!! A teraz już na spokojnie do rzeczy. Po co Wam Rosja Rodacy? Oto kraj na Wschodzie obcy kulturowo, religijnie. Wychowany przez Mongołów, Tatarów, ochrzczony w cerkwi. Spójrzcie lepiej na piękne romańskie budowle, gotyki; te boskie, dumne potwory świata w cywilizacji zbudowanej przez tytanów (Rzymian), potem rozwiniętej przez: Celtów, Germanów, wreszcie Zachodnich Słowian (w tym "Lechitów"). To pierwsze ostrzeżenie i pytanie. Naprawdę czujecie coś w tym prawosławnym kosmosie? Raduje Wam się dusza przy ich dziwacznych, zanoszących śpiewach? Jesteście ich częścią? Wątpię. Wychylcie się, aby spojrzeć na rosyjskie zdobycze cywilizacyjno - społeczne. Brud, smród, wódka i ubóstwo. Dlaczego Ukraina chce na Zachód, bo kocha lewactwo? Nie. Ukraina ma dość brudu, smrodu i ubóstwa ala car i ZSRR. Nie mogę się Wam nadziwić prawicowcy: prawie 300 lat obecności ruskich sołdatów w stolicy Polski (z małymi wyjątkami) i przykręcanie nam śruby od czasu sejmu Niemego 1717r.; zsyłki na Sybir, pacyfikacje po powstaniach, Katyń; a wy k.rwa idziecie za wielkorusem KGB-istą Putinem!!? No rzesz...Tak Wołyń wspomnę 1943 r. rzeź niewinnych Polaków rękoma prymitywów nagabywanych, przez ukraińskich popów. Ale dlaczego mam popierać teraz Rosję - drugiego prymitywa? Co Polska zyskała przez prawie 300 lat obecności rosyjskich sołdatów? Brud, smród, ubóstwo i więcej wódki. Wy chcecie w to brnąć? Wiecie kto powiedział "wszędzie dobrze gdzie nas nie ma" albo kto rzekł: "kurica nie ptica Polsza nie zagranica"? Poprzednicy tego, który chce wskrzesić Imperium Rosyjskie. Dziadek opowiadał historie, jak to sybiracy wracali do Polski, poprzez błoto, brud smród i ubóstwo, a potem mijali miejscowości Niemców rosyjskich. Wtedy nagle na chwilę wracała cywilizacja, ale gdy minęli tę namiastkę Zachodu, jakby dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów pojawiało się błoto na drodze, brud, smród, ubóstwo i dużo wódki. Wyszła laurka dla Niemców w stylu Studnickiego. Niemniej prawica patrzy w Rosję jakby chciała osiągnąć jej standardy. Owszem wirus lewicy kulturowej zainfekował teraz Zachód. Jednakowoż weźcie pod uwagę, że to tylko parędziesiąt lat dziejów i choroba może ustąpić. Nic nie trwa wiecznie. Poza tym lewica kulturowa jest ideologią wewnętrznie sprzeczną. Jakiż pejzaż Zachodu podziwialiśmy przed lewactwem: himalaje rozwoju gospodarki, nauki sztuki, roznoszenie cywilizacji na cały świat; oświecanie "dzikusów" poprzez kolonializm. Nikt nie chciał być "barbarzyńcą" tylko Anglikiem, Francuzem, Amerykaninem. Np. japońscy i chilijscy żołnierze zaadoptowali zachodnie, pruskie wzorce wojskowe, naukę, technikę, racjonalne, logiczne myślenie. Czy Toyota albo Sony powstałyby bez tego? Reszta świata zaczęła ubierać się i nosić na Zachodnich Europejczyków, naśladując wszelkie wzorce i trendy kulturowe. Ba! dokładnie to samo zaczęło się dziać już za czasów Piotra Wielkiego w XVIII wieku w Rosji. Gdy car porównał bojarów do standardów najzwyklejszych szwajcarskich i holenderskich cieśli czy chłopów, doznał szoku (Na niekorzyść bojarów) Historyczny ulubieniec Putina zapragnął by Rosja stała się, jak: Holandia, Szwajcaria czy Hamburg. Stąd te wszystkie nazwy w Rosji: Sankt Petersburg, Jekaterynburg, Oranienbaum. Elity Rosji też pragnęły Zachodu; nastąpiła fascynacja i ściąganie osadników z Niemiec, Holandii, Szwajcarii, by usunąć z Rosji: smród brud i ubóstwo oraz nadmiar wódki. Nie udało się do końca. A my? Nasz Obrzydłówek zespolił się przez ostatnie 300 lat z rosyjską biedą bardzo ściśle. Zatem po jaką cholerę fascynujecie się Rosją?! Mało jej w naszej historii? Idźmy do źródeł, skąd pochodzi siła cywilizacji. Ona szła z Zachodu nie ze Wschodu. Pomyliliście kierunki Rodacy. ROMA AETERNA, ROMA VICTRIX ...tam jest kulturowo-duchowe źródło: Francuzów, Niemców, Holendrów, Anglików, ale też Czechów i Polaków. Rosjo precz! |
Za wolność
|